Przegląd religijny: o. Fryderyk Faber, "Postęp duszy, czyli wzrost w świętości"
Postęp duszy, czyli wzrost w świętości to wyjątkowe dzieło o wzrastaniu ku Bogu. To opowieść o ludzkim upadaniu, które powoduje zniechęcenie w drodze do doskonałości Bożej. Ale każdy upadek to też lekcja pokory – jeśli uda się ją dostrzec i zwalczyć przygnębienie, jesteśmy bliżej Boga. O. Faber jasno i precyzyjnie wskazuje na przyczyny niedoskonałości, na źródła złych wyborów. Jednocześnie przystępnie kreśli plan powrotu na właściwą ścieżkę do Zbawienia. Silny nacisk kładzie na rozumową chęć poddawania się woli Bożej wbrew nadmiernej uczuciowości i porywom serca. Jak przekonuje autor, pobożność bez rozumu nie jest trwała, łatwo poddaje się pokusom i z łatwością upada. Szczególnie piętnowane jest przez autora lenistwo duchowe, które uważa za największą przeszkodę we wzrastaniu ku świętości. Za wzór stawia regułę i życie zakonne, które owocuje niezwykłą pogodą ducha. Ta lektura to wielka pochwała wytrwałości w modlitwie oraz w umartwieniu, inspirująca nie tylko dla osób duchownych, ale – jako jedno z cennych dzieł katolickiej ascetyki – pomocne dla każdego w drodze wiary.
Frederick William Faber po studiach oksfordzkich przyjął święcenia anglikańskie, a po nich kontynuował pracę naukową na uniwersytecie. W swoich ówczesnych dziełach występuje jako obrońca anglikanizmu przeciwko Kościołowi katolickiemu. Jednocześnie poważnie traktował swoje powołanie: przyjął śluby czystości, podczas gdy zwykłą rzeczą pośród kleru angielskiego było małżeństwo. W końcu udał się do Rzymu. Tam zrodziły się wątpliwości co do autentyczności dotychczasowej wiary. Spotkał się z Ojcem Świętym Grzegorzem XVI, który nakłaniał go do zostania synem Kościoła. Po powrocie do Anglii dalej zmagał się z wątpliwościami. Wezwany do umierającego z ostatnią posługą, stracił wiarę w ważność swoich święceń i prawdziwość szafowanego sakramentu. Przyjął święcenia kapłańskie w Kościele katolickim, pociągając za sobą licznych innych konwertytów. Spowiadał i pisał mimo słabej kondycji zdrowotnej. Stworzył wiele dzieł duchowych. W tej literaturze nie ma miejsca na wątpliwości, a treść dzieł o. Fabra napełniają modlitwa i wyczuwalna obecność łaski Bożej.
Książka jest dostępna w księgarni internetowej Te Deum.
Fragment książki Postęp duszy, czyli wzrost w świętości
Całą rzecz możemy ująć w ten sposób. Dwa są poglądy na sprawę naszego postępu: jeden wychodzi z własnej korzyści, drugi – z pragnienia woli Bożej. W tych dwu poglądach (cóż bowiem wpływowszego w życiu nad poglądy?) rozchodzą się drogi błędu i roztropności. Skoro człowiek jako główny cel swego życia położy własne udoskonalenie, każdy jego następny krok będzie fałszywy. Jeśli zechce pracować nad sobą, jak rzeźbiarz wykuwający swój posąg, każdy cios dłuta będzie zniekształcał jego zarysy i nowe odkrywał usterki. Brak będzie prostoty w jego zamiarach oraz prawdy w jego dążeniach. Jeżeli rachunek sumienia szczegółowy, swoje zasady życiowe i swe praktyki pokutne pojmie jako zwykłe zabiegi lecznicze, jeśli swe życie wewnętrzne pojmie jako szkółkę poprawczą i całe swe życie ukształtuje wedle modnej teorii o samodoskonaleniu się, wówczas cała jego asceza będzie tylko systematyczną gloryfikacją własnej swej woli. Wtedy też nigdy nie wyrośnie na męża duchownego, sięgając w najlepszym wypadku miary człowieka uczciwego. A jednak jakże rozpowszechniony jest ten nieszczęsny punkt wyjścia, nawet wśród osób, żyjących w samym sercu organizmu tak nadprzyrodzonego, jak Kościół katolicki.
Kto natomiast za punkt wyjścia w swoim życiu duchownym obierze wolę Bożą, ten we wszystkim spuszcza się na Boga, sobie zachowując tylko pilność i wierne współdziałanie. Taki człowiek kroczy tam, gdzie wiedzie go Bóg, a własnych dróg nie szuka. Wzorem, na którym się kształci, jest mu Jezus. Jego pragnieniem jest podobać się Bogu, wszystkie też jego czyny płyną z miłości. Własne niepowodzenia nie dziwią go, ani trapią. Jeśli się smuci jakąś niedoskonałością, to nie dlatego że ona kazi jego charakter, lecz że nie podoba się Bogu. Sakramenty i szkaplerze, koronki i medaliki, relikwie i obrzędy liturgiczne, wszystko to mieści się doskonale w jego systemie, gdzie czynniki przyrodzone spływają w przedziwną harmonię z nadprzyrodzonymi. Upodobanie Boga spoczywa zawsze na ludziach pokornych i zdążających drogą podobania Mu się jak najbardziej. Wówczas i człowiek może być spokojny, pogodny i ufnie patrzący w przyszłość mimo swoich upadków. W jego sercu mieszka wesele i powodzenie bez końca. Bóg jest mu Ojcem. Natomiast rzemieślnik własnej doskonałości wciąż spotyka się z niepowodzeniem w swej pracy, bo albo postępuje ona zbyt wolno, albo też co zarobi z jednej, to traci z drugiej strony, albo wreszcie u swego otoczenia spotyka się ze zgorszeniem z powodu zbyt budującego zachowania się, a ponieważ u człowieka tego pokroju ludzkie uznanie stanowi koronę cnoty, więc też doznaje on gorzkiego rozczarowania. Dlatego jest zaniepokojony, chmurny i biadający nad każdym upadkiem. Jego serce wzbiera goryczą posągu walącego się w gruzy.